sobota, 19 lipca 2014

Szpital dzień 3 i 4

Męczące są trudne pytania. Pytania, przez które musisz wrócić do przeszłości i pogrzebać trochę. Nawet, jeśli nie tycza się rzeczy bolesnych to i tak musisz je wydostać z pod gruzu tych marnych wspomnień. Nawet, jeśli jest to tylko pytanie o ulubioną piosenkę.

Jestem już tak znudzona. Wychodzę na patio szpitala i wdycham przestrzeń. Czuję się jakbym nie spała wieczność. Kolana uginają się pod ciężarem znużenia. Patrzę po twarzach ludzi. Wdycham spaliny Warszawy. Pochłaniam jej zgiełk. Przejmuje wszystko na siebie - wtapiam się w miasto. Próbuje stać się tylko kawałkiem jej szumu. Szumię Warszawą. Jestem Warszawą.

Kupuję kawę za 10 zł. Co dziwne mam ochotę na coś prosto z lodówki. Decyduje się na gorącą kawę. Wypijam całą z nadzieją, że mnie obudzi. Nic. Dalej czuję jakby powietrze popychało każdą moją część ciała. Jakbym sama nie mogła się poruszać.

Obiad był dziś o wiele za wcześnie. Mój żołądek się napchał i w orgazmach trawienia odleciał. Włączyłam TV i odleciałam razem z nim. Spałam.

Minęła godzina, może dwie? Trzy?

Oddałam mocz do wiaderka i usiadłam zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. Właściwie to nic. Właściwie powinnam raz jeszcze się położyć i spać. Ale co ja będę robić w nocy.

W weekendy nie ma Magdy. Anioły mają wolne. Ściągają białe fartuchy i żyją trochę swoim życiem. Zrzucają białe skrzydła i przez dwa dni stąpają po ziemi.  Mam szczęście, że tutaj trafiłam.

Trochę czekam na burzę. Mam wrażenie, że w tym miastowym zaduchu to zjawisko jest silniejsze. Uwielbiam. Może przyjdzie…

Teraz kolacja. Jutro test hamowania deksametazonem. Pojutrze znów zbiórka moczu. A kiedy do domu?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz