poniedziałek, 29 czerwca 2015

Ciii, Zuzia śpi.

Uciekłam. Miałam do Was wrócić, miało to być na chwilę. Nie wróciłam. Nie wrócę już nigdy. I nawet gdy spotkacie mnie na ulicy, to nie będę ja. To nie ja. Już nigdy więcej nie ja.




To są skutki rozstroju emocjonalnego, zdarzeń z przed dwóch lat. To są kataklizmy, które nadeszły w najmniej oczekiwanym momencie. Wszystkie na raz. Ale nie mogę przecież powiedzieć, że nie byłam gotowa. O nie. Przygotowaliście mnie świetnie. Na szóstkę, bo siódemek nie ma.



Nerwica. Dreszcze z emocjonalnej bomby. Z wyczerpania umysłowego. Ale dziękuję! Dziękuję, że pozwoliłaś mi to piętnować, że utwardziłaś fundament. Paraliż nóg. Upadam na zimną posadzkę łazienki. Nie mogę wstać. Już nigdy nie będę mogła wstać. Telepie się, rzuca mną o cząsteczki powietrza. Uspokój się! - powtarzam sobie... ale nie potrafię. Jak to nie potrafisz? nie potrafię. Zeszmaciłaś się. Zmęczyłam. Wstawaj. Za chwilę, tylko odpocznę...


Budzę się... albo tylko otwieram oczy. Nie ma snu już czwartą dobę. Wydaje mi się, że z kimś rozmawiam, że coś robię. Budzę się w łazience, albo właśnie zasnęłam. Pralka wiruje. Miałam wstawić pranie, a nie wszystko wrzuciłam do bębna. Cholera. Zasypiam albo zmartwychwstaje. Cisza. Pralka jeszcze nie wstawiona. Na szczęście.



Ktoś wszedł do mieszkania. Nie mogę otworzyć oczu. Nie mogę się obudzić. Nienawidzę fazy REM.

Cisza. Nikt nie krzyczy, a w powietrzu jakby wojna. Gęstość przekleństw niesamowicie kłuje w oczy, ale nikt nic nie mówi. Jest cisza. Nawet nie patrzymy się w oczy. Czuję się jak dziecko, które musi poprosić o coś krępującego. Odliczam do dziesięciu... nie umiem... nie odezwę się pierwsza.




Jak się nazywasz? Jestem Zuzia. Zuzia? Jaka Zuzia? ZUZIA. Ja. Ty? Ja. Ale Ty nie jesteś Zuzią. Wiem. To czemu mówisz za nią? Bo ona odpoczywa.


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Hipnooza.


Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że świat jaki sobie wykreowałam - to tylko wymysł mojej wyobraźni, że mózg zrobił mi kurewsko nieśmieszny żart.


Teraz jestem tutaj. Nie wiem z kim obcuje i kto jest moim przyjacielem. Pamięć jest zawodna, a wspomnienia tak naprawdę są tylko bajką napisaną w głowie. Nic z tego, co widziałam nie wydarzyło się naprawdę. Cała gama kolorów nigdy nie miała miejsca. Wszystkie uśmiechy, krzyki i miłostki były tylko plamą na źrenicy. To wszystko okazało się być nieprawdą.
Jak mam uwierzyć ludziom w to, że to wszystko było nieprawdą?


 Może to co dzieje się w ten czas jest kłamstwem. Może dwa światy niepotrzebnie się zderzyły. Może to hipnoza ciała, a dusza dalej wie, dalej pamięta.




Ludzie spoglądają na mnie jak na szajbusa. Jak na szatana wcielonego. Opętaną ladacznicę. Czarownicę. Psychozę wszytą pod kopułę. Idę. Idę i wszyscy są inni. Nigdy ich nie widziałam, nigdy nie byłam w tym miejscu. Mapa nigdy tak nie wyglądała, a słońce zachodziło inaczej. Drzewa były wyższe, kolory mocniejsze. Ludzie byli inni. Nikogo nie znam.




Spojrzenia są na tyle obce, że wpadam w szał. Gdzie bym mogła uciec skoro jestem tam?
Daleko od domu.
Daleko od mojego wymiaru.


czwartek, 4 czerwca 2015

Zdechnę, ale jak człowiek.


Jak spędziłbyś dzień wiedząc, że jest on Twoim ostatnim?

Większość z Was powiedziałaby, że dzień ten byłby okazją na wyznania miłosne, na wytykanie błędów, na mówienie wszystkiego, na co nie było odwagi wcześniej. Większość z Was chciałaby spędzić ten dzień z kimś kogo kocha, z rodziną, z przyjaciółmi. W gruncie rzeczy tylko nieliczni odpowiedzieli by na to pytanie inaczej. Tylko nieliczni poświęciliby ten dzień na głębsze poznanie siebie, na zaprzyjaźnienie się ze sobą, na zakochanie się w sobie, na pożegnanie się z własnym ja. Bo przecież gdy umieramy tracimy siebie. W tym punkcie to my powinniśmy być dla siebie najważniejsi. To nasze pseudo JA powinno triumfować. Bo w gruncie rzeczy jesteśmy gotowi na pożegnanie się z innymi, na urwanie kontaktu. Ale czy jesteśmy gotowi na zerwanie kontaktu ze sobą?

Czy potrafilibyśmy się ze sobą rozstać... na zawsze?