czwartek, 27 listopada 2014

Nic z tego nie będzie.

 Dzień w dzień, bardziej śmieszysz mnie
Nie wiesz..
Nie wiesz czego chcesz, czego nie chcesz, wiesz
To nie pierwszy raz..
To nie pierwszy raz, gdy ktoś ślepo błądzi
Nic z tego nie będzie, nic z tego nie będzie.

Łzy, sny, mówisz jestem zły,
Wczoraj..
Wczoraj wołasz: bądź, dzisiaj Wieszasz psy
Znowu...
Znowu racje mam, mówisz będę sam
Nic z tego nie będzie, nic z tego nie będzie.

https://www.youtube.com/watch?v=hOnw96SjdMk












środa, 26 listopada 2014

Tachykardia.


Tachykardia, to chyba od nadmiaru orgazmów.

Przerażam się, że to faktycznie się dzieje, że kawałek po kawałku całe ciało zajmują składniki otępiające, i rozkruszające wszystkie granice możliwości. Leżę na łóżku i z łatwością zasypiam. To się ceni. Ceni się dobry sen. Ale to tylko łatwe zasypianie, a sen jest ten sam co zwykle. Ciało nieco bardziej zmęczone i niestabilne oczy.

Przeraża leczenie objawowe, bo to znaczy, że co? Łagodzenie bólu, ucisku, krwotoków i napadów lęku.

Schodek po schodku jest nieco gorzej. Wchodzę do domu z rozpadającą się klatką piersiową. Rozkurwia mnie od środka. Trochę się duszę.

Myślę o tym ciągle, ale doprowadza mnie to do wstydu. Mogłabym poczuć coś, ale nie chcę znów się w tym wszystkim utopić. Nie chcę nic. Ani stany depresyjne, ani szczęście. Upodlam się coraz bardziej.

Nie mogę być odpowiedzią. Jaram i się wkurwiam.


piątek, 21 listopada 2014

Śpij.

Obudziłam się po kolejnym koszmarze. Kolejna powódź zalała wszystko co materialne. Wlewała się do mieszkania przez okna i dudniła spływając po klatkowych schodach. Jestem gotowa, żeby płynąć, żeby wskoczyć do tej posranej głębi i nie dać się utopić. Jestem gotowa... ale tylko przez małą chwilę. Przez chwilę czuję siłę do walki, podnoszę się, idę... rozpieprzam całą marność tego świata. Nagle siadam. Nie mam siły, nie daję rady, poddaję się i tonę. Woda wpływa do mojego gardła i niesamowicie boleśnie zabija mnie. Dusi każdą część ciała.

Serce wypływa mi z ust. Łapie je między dłonie i przysiadam gdzieś na najbliższej wolnej od wody przestrzeni. Każą mi je połknąć, ale ono krwawi. Krew spływa mi po nadgarstkach. Serce pęka. Nie mam serca.

Budzę się. Przeklinam wszystko co w koło. Pierdolone instytucje ubezpieczeniowe, które grzebią mnie żywcem.

Za oknem śnieg. Zmarznięty deszcz. Jak co roku. Jak w moje urodziny, tylko, że ciut wcześniej.

Nie płaczę. Nie potrafię, nie umiem, chcę. Nic mnie nie wzrusza.

Jestem gotowa, pogodziłam się z faktem, że umieram. Uśmiecham się.

A Wy? Jesteście gotowi?