środa, 26 listopada 2014
Tachykardia.
Tachykardia, to chyba od nadmiaru orgazmów.
Przerażam się, że to faktycznie się dzieje, że kawałek po kawałku całe ciało zajmują składniki otępiające, i rozkruszające wszystkie granice możliwości. Leżę na łóżku i z łatwością zasypiam. To się ceni. Ceni się dobry sen. Ale to tylko łatwe zasypianie, a sen jest ten sam co zwykle. Ciało nieco bardziej zmęczone i niestabilne oczy.
Przeraża leczenie objawowe, bo to znaczy, że co? Łagodzenie bólu, ucisku, krwotoków i napadów lęku.
Schodek po schodku jest nieco gorzej. Wchodzę do domu z rozpadającą się klatką piersiową. Rozkurwia mnie od środka. Trochę się duszę.
Myślę o tym ciągle, ale doprowadza mnie to do wstydu. Mogłabym poczuć coś, ale nie chcę znów się w tym wszystkim utopić. Nie chcę nic. Ani stany depresyjne, ani szczęście. Upodlam się coraz bardziej.
Nie mogę być odpowiedzią. Jaram i się wkurwiam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz