środa, 1 kwietnia 2015

Miałam sen.

Wolę noc od dnia, wolę zachód słońca niż jego wschód. Więc metaforycznie wolę zło niż dobro i wolę, gdy Bóg znika, niż gdy się pojawia. Wierzę w ludzi. Moja choroba to nie próba, ani doświadczanie Boskie. To zwyczajnie mutacja genów i komórek. To nowotwór. Za każdym razem wierzę w zdrowie. Wierzę w moją Panią doktor, która wierzy we mnie. Nie wierzę w Boga, ale mam w sobie mnóstwo pokładów wiary. Wierzę w siebie, w przyjaciół, w rodzinę. To dzięki nim idę dalej.





To, że świat jest popieprzony wiemy już od dawna. Że sprawiedliwości nie ma i równego podziału też. Wiemy to, a mimo wszystko staramy się żyć dobrze, według zasad, jakie powstały przez lata naszej egzystencji. To i budzę się po raz kolejny w szpitalnym łóżku, po następnej operacji, po kolejnej próbie ratowania siebie. Patrzę w okno i nie potrafię zapłakać.
Witam po raz kolejny. Melduje swą obecność. Jeszcze żyję. Walczę i wciąż, jako tako zwyciężam.
Dodano mi kolejną bliznę. Kolejne wspomnienie. Pocięto mnie raz jeszcze, raz jeszcze mnie uratowano. Dziękuję.






No, więc muszę Wam opowiedzieć jak fantastycznie spędziłam ten dzień. Było wino, spacer, zachód słońca, pyszna kolacja i moja druga połówka. Kocham Cię!

Żartowałam, zaraz pewnie wysmarkam jelita do końca i skończę ten wieczór oglądając redtube.

Pamiętajcie tylko, żeby się zabezpieczać, bo później rodzą się dzieci, a dziecko to człowiek, a nie lalka. Zastanówcie się też pięć razy zanim się oświadczycie pod wpływem emocji, bo ludzie się ciągle rozwodzą i wkurwiają innych ludzi swoim 'mam pecha do miłości'.
Jeśli się dla kogoś wysilicie zbytnio, to może to działać na waszą niekorzyść. Jeśli zabraliście swojego faceta na 50 twarzy Greya, to minuta ciszy dla niego... i  w ogóle kurwa dla wszystkich, którzy muszą udawać zainteresowanie.




Szukałam wyjścia, bo zabawa była smutna. Schodząc schodami minęłam dziewczynę ubraną na czarno. Płakała. Mówiła mi, że zgubiła srebrny naszyjnik. Znalazłam go wśród płatków róż porozrzucanych po hotelowym dywanie. Podziękowała.
Wracałam do domu. Tam w trawie kogoś znaleźli, kogoś zakopanego żywcem. Ten ktoś żył. Ludzie płakali. Stała karetka, straż, policja. Popiół w białych miskach. Czarny popiół w kurewsko białych miskach. Wszędzie. Ale ona żyła. Wyciągnęli ją z ziemi. Zjechały się media, więc poszłam.

Byliśmy nad wielkim jeziorem w Niemczech. Piękny drewniany domek. Całkiem ciepło i przyjemnie. Oczekiwałam zachodu, ale przeoczyłam. Pomost był taki śliski, że prawie upadłam. Była mocarna impreza, wszędzie walały się butelki. Nie chciało nam się sprzątać... woleliśmy pójść na plażę.

Jeździłam po asfalcie na rolkach. Był piękny zachód słońca. W koło mnie lasy i polany. Czułam zapach drzew. Musiałam wracać. Czułam ból. Tęsknotę.

Zaplanowałyśmy, że to będzie dziś. Czekałam grzecznie w kolejce. Przyszło kilka kobiet. Mówiłaś, że teraz moja kolej. Wzięłam swoją kartę i weszłam do środka. Podjęłyśmy ważną decyzję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz