Ani się obejrzałam,a byłam już cała mokra. Świat płakał za mnie, a ja nie potrafiłam nawet wydać z siebie marnego jęknięcia. Wysoka trawa zaczęła obijać się o moją twarz. Słyszałam grzmoty. Wrześniowy poranek rozbłysną piorunami.
Wtedy wyłowiono mnie z rzeki. Zaciągnęłam się powietrzem i wyplułam ostatnie łyki wody, które tkwiły w moich płucach. Księżyc świecił nade mną obficie. Po drugiej stronie dostrzegłam rozmazany krajobraz miasta. Mrugnęłam jeszcze 6 razy, żeby wyostrzyć umysł. To Ona. To moja Warszawa. Wtedy księżyc spadł z nieba. Wielka świecąca kula uderzyła mnie w głowę.
Ocknęłam się na szkolnych schodach. Podniosłam się i wspinałam na górne piętra. Podbiegłam tam. Stałaś tyłem. Odwróciłaś się, to nie byłaś Ty. To była jakaś zmora.
Poczułam ból, a pomiędzy nogami ciepło. Krwawiłam. Krew płynęła po moich łydkach. Wcierała się w podłogę. Tworzyła marny strumień. Wtedy wszedł lekarz. Położyli mnie na ławce i zakryli oczy. Spadłam w otchłań. Ocknęłam się. Leżałam na środku łąki. W wysokiej trawie nie czułam podmuchów wiatru jaki niosła ze sobą burza.
https://www.youtube.com/watch?v=Q1fGOG3XXIQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz